sobota, 19 maja 2018

3 dni nad Biebrzą - część III

Trzeci dzień był ostatnim nad Biebrzą. Pożegnaliśmy się z nią na Długiej Luce, gdzie udało nam się zaobserwować kszyka siedzącego na ziemi.

Jak zawsze trzeba było uważnie patrzeć pod nogi, aby nie nadepnąć na żadną z jaszczurek, które wylegiwały się na kładce.
Niestety nie wiem, co to za gatunek.
Może ktoś pomoże z oznaczeniem?
Piękne oko (:
Zaś z batalionami pożegnaliśmy się na Grądach Woniecko. Tego dnia było ich tam znacznie więcej niż podczas naszej pierwszej wizyty.

Oprócz nas byli też inni ludzie z aparatami, którzy tak jak my fotografowali ptaki z auta.
Koło pięknie ubarwionych samców dreptały skromniej ubarwione i mniej rzucające się w oczy samiczki.

Samiec poniżej miał piękne ubarwienie i cudowną białą plamkę na oku. Szkoda, że nie udało mi się go lepiej sfotografować :(

Jechaliśmy wolno samochodem piaszczystą drogą po środku rozlewisk, nad którymi latały rybitwy białoskrzydłe, czarne i rzeczne. Między kaczeńcami pływały łabędzie nieme i hałaśliwe śmieszki. Widziałam też przelatującego kwokacza.
Z lewej samiczka, z prawej dwa samce, z tyłu inne bataliony, śmieszki i rybitwy.


W pewnej chwili tuż przy drodze z traw wystawił głowę samiec bataliona, który z ciekawością przyglądał się aucie, pozwalając się fotografować.

To była cudowna wycieczka i mam nadzieję, że pojedziemy też tam za rok!

czwartek, 3 maja 2018

3 dni nad Biebrzą - część II

Następnego dnia naszego pobytu nad Biebrzą z samego rana ruszyliśmy do Dolistowa Starego, gdzie znajduje się droga prowadząca tuż koło Biebrzy i jej rozlewisk.

Po drodze zatrzymaliśmy się, aby sfotografować parę żurawi.

Była piękna pogoda. Rano nie było jeszcze gorąco. Upał podczas obserwacji ptaków może być nawet gorszy niż deszcz.
Droga w Dolistowie prowadzi brzegiem Biebrzy - naprawdę piękne miejsce.
W Dolistowie za mostem powitały nas pliszki żółte, które cudownie pozowały na palikach oraz pozwalały bardzo blisko do siebie podejść.
Wymarzone zdjęcie (:
Prócz pliszek żółtych, które dotrzymywały nam cały czas towarzystwa podczas naszego trzygodzinnego spaceru, w trzcinach licznie odzywały się też rokitniczki i potrzosy.
Śpiewający potrzos.
Śpiewająca rokitniczka.
Niestety listek ją zasłonił.
Tutaj już lepiej.

Ale najcudowniejszym widokiem były bataliony! Stada liczące setki osobników latały nad podmokłymi łąkami, co chwila siadając, żerując, to znowu wzlatując w powietrze, aby przelecieć nad naszymi głowami i usiąść po drugiej stronie ścieżki.

W logo Biebrzańskiego Parku Narodowego znajduje się właśnie batalion, ponieważ to jedyne miejsce w Polsce, gdzie występuje tak licznie. Każdy samiec bataliona jest ubarwiony inaczej - nie ma dwóch takich samych osobników. Ptaki te słyną też se swoich widowiskowych toków, kiedy samce walczą między sobą. Niestety obecnie bataliony pojawiają się w parku w takich ogromnych ilościach jedynie podczas przelotów i wyjątkowo zakładają tam gniazda.
Widać też samiczki.
Niestety tym razem bataliony nie były skore do toków. Spokojnie żerowały na podmokłych łąkach.

W miarę upływu czasu zaczęło pojawiać się coraz więcej ludzi, co nieco niszczyło spokój tego miejsca. Niektórzy fotografowali ptaki z samochodów, a inni traktowali chyba tą drogę jako zwykłą drogę dla samochodów. My zostawiliśmy auto przy moście, a dalej ruszyliśmy pieszo. Samochód jest dobrą kryjówką do fotografowania ptaków, które mniej boją się ich niż ludzi.
Zechciał wzbić się w powietrze w chwili, kiedy zrobiłam zdjęcie :)

Między batalionami żerowały również łęczaki.
Z lewej strony łęczak, z prawej batalion.
Bataliony w towarzystwie trzech łęczaków (te niżej).
Łęczak.

Zawróciliśmy, kiedy zaczęły nadjeżdżać wozy z kajakami. W Dolistowie spędziliśmy ponad 3 godziny, jedne z najwspanialszych godzin spędzonych nad Biebrzą. Wracając, co chwila pokazywały nam się pliszki. Jak tu się nie zatrzymać i nie sfotografować, kiedy tak pięknie pozowały?
Patrz, stoję na jednej nóżce, sfotografuj mnie!
Same pchały się przed obiektyw.
Na pożegnanie z Dolistowem - pliszka siwa.

Żegnamy piękne Dolistowo i jedziemy dalej.
Ptasi raj.
Następnym punktem tego dnia był Biały Grąd w miejscowości Mścichy. Niestety, spędziliśmy dużo czasu w Dolistowie, więc do Mścich dotarliśmy trochę po godzinie jedenastej. Na ścieżce szybko pojawiło się dużo ludzi. Większość z nich nie przeszła jednak już pierwszej przeszkody wodnej:

Ale ja byłam uzbrojona w kalosze. Co prawda krótkie, ale dobrze się sprawowały, choć poziom wody kilka razy niebezpiecznie zbliżył się do krawędzi cholewki.
Szacuję głębokość - przejdę czy nie przejdę.
Muszę się przyznać, że musiałam wyglądać trochę śmiesznie z moim niedużym cyfrowym aparatem (który w ogóle sprawuje się bardzo dobrze i nie narzekam) pomiędzy fotografami, którzy mieli aparaty z lufami jakieś 50 centymetrów. Mojej sytuacji nie poprawiały też niebieskie kalosze.
Idziemy!
Udało się, podczas całej wyprawy po Białym Grądzie zalałam sobie tylko raz lewą stopę, a moich kaloszach nie znalazła się ani jedna pijawka. Z wieży widokowej rozpościerał się widok na rozlewiska. Było słychać stada gęsi - nie mogłam ich jednak zlokalizować. Wysoko latały bociany białe i żurawie, a daleko na odmokłych łąkach spacerowały bataliony, łęczaki i rycyki. Niestety, jak zwykle, ptaki były pod światło.

I to leżało na paliku przy wieży widokowej...

Około pierwszej temperatura była już nie do zmienienia - ponad 25 stopni nie ułatwiało obserwacji. Zmęczeni kilkugodzinnymi obserwacjami, uznaliśmy, że zrobimy sobie przerwę i poczekamy, aż zrobi się trochę chłodniej. Poszliśmy więc na pizzę w miejscowości, w której się zatrzymaliśmy :)

Wieczorem pojechaliśmy jeszcze do Goniądza na wieżę obserwacyjną, aby podziwiać zachód słońca. W oddali słychać było podróżniczki, raz bardzo blisko przeleciał, bucząc, kszyk!
Widok z wieży widokowej w Goniądzu.
Pojechaliśmy w wzdłuż drogi, szukając ścieżki do rozlewisk.
Znaleźliśmy w Szafrankach.
 Kolejna, ostatnia część, już niedługo.