środa, 27 lipca 2016

Walewice - podejście drugie, czyli sesja zdjęciowa rybitw białoczelnych!

Ta wyprawa, mimo, że bez żadnego nowego gatunku, moim zdaniem, była bardziej owocna niż poprzednia. :)
Wyjechaliśmy ok. 7:00. Po drodze oczywiście natknęliśmy się na pójdźkę. Jak tu się nie zatrzymać i nie zrobić jej zdjęć?
Ktoś ty?
Jestem nieuczesana.

Chwilę potem zobaczyliśmy dwa samce bażantów, które paradowały na drodze i wyraźnie każdy miał ochotę przylać temu drugiemu. Ścigały się, trzepotały skrzydłami, jeden raz skoczył na drugiego.
Jednemu ogonek odpadł... :(

Na miejscu byliśmy przed 8:00. Przywitały nas rybitwy rzeczne i śmieszki, jednak prócz nich nie widziałam nic bardziej interesującego. Na jednym z pierwszych stawów jak zwykle pływały krzyżówki, łyski i łabędzie nieme.
Gdyby nie te pasy na wodzie to bym tego zdjęcia nie wstawiła. Nie wiem, jak one wyszły, ale wyglądają ciekawie.
 Doszliśmy do stawu, gdzie zawsze można obserwować siewkowce. Tym razem - totalnie nic! Nawet ani jednej czajki! Same kaczki i mnóstwo łabędzi po drugiej stronie + stada gęgaw. A gdzie krawodzioby, łęczaki, kwokacze z ostatniej wycieczki? Wszystko się wyniosło. Pomyślałam, że ta wyprawa może już dostać miano nieudanej. Ale poszliśmy dalej. Wyjątkowo hałaśliwe były rybitwy rzeczne i białoczelne, które latały wszędzie wokół stawów z rybkami w dziobach i darły się na śmieszki (lub na nas). Widziałam, że siadają na prętach wystających z wody i postanowiłam, że muszę mieć jakieś dobre zdjęcie rybitwy.
Te rury to nie były za bardzo fotogeniczne...

Przeszliśmy na jeszcze następny staw, gdzie dalej fotografowałam rybitwy. W pewnej chwili moja siostra pokazała mi ptaka, który siedział kilkanaście metrów od nas na metalowej blasze (lub cokolwiek innym, nie wiem, co to było, nie ważne!). Rozpoznała piskliwca i zaczęłyśmy fotografować. 


Wracając spojrzałam na sąsiedni staw i zobaczyłam rybitwy białoczelne siadające na kamiennym murku na wodą! Gdybym się tam zakradła, mogłabym kucnąć za trzcinami kilka metrów za nimi! Nie mogłam tego tak zostawić. Pobiegłam tam z siostrą. Kucnęłyśmy w pewnej odległości, a potem zaczęłyśmy się skradać (jakby ktoś nas wtedy zobaczył, to mógłby pomyśleć, że próbujemy się zaczaić na murek albo nie wiadomo co robimy - ale co mnie to obchodzi :D).
Zobaczyłam parkę rybitw. Aparat w ruch!

Zakradamy się bliżej, i bliżej i... okazuje się, że dalej, na murku, siedzą jeszcze 2 para dorosłych rybitw i 4 młode! Do tej pory ich nie widziałyśmy, bo trzciny dobrze je zasłaniały.
"Daj jeść!"
A potem to już na całego!
"Mówię ci! TAAAAAAAAA RYBA BYŁA! Nie mieściła mi się w dziobie!"

Pozdrawiam wszystkich :)
wilga02

niedziela, 24 lipca 2016

Wyprawa na stawy w Walewicach - podejście pierwsze

Witajcie! :)
Piszę o tej wycieczce z dużym opóźnieniem, bo miała ona miejsce ok. 2 tygodnie temu. Kiedy wyjeżdżaliśmy, przed bramą dreptało stado ok. 17 kuropatw - 2 dorosłe i z 15 małych! Był to bardzo miły widok, bo kuropatw jest coraz mniej. Ale u nas, tak samo jak pójdźki, mają się najwyraźniej całkiem nieźle.




Po drodze natknęliśmy się na czaplę siwą, która stała bardzo blisko drogi i opychała się ogromną rybą złowioną z małego stawu znajdującego się koło szosy.


Na miejscu zaobserwowałam głównie pospolite ptaki, taki jak łyski, krzyżówki, czaple siwe, białe, kormorany, błotniaki, łęczaki, kwokacze i czajki. Z ciekawszych wypatrzyłam dwa kszyki i ponad 3 brodźce śniade. Nowymi gatunkami dla mnie były krwawodziób i rybitwa białoczelna (mój 139 i 140 gatunek).

To chyba trzciniak...
W najbliższym czasie pojawi się relacja z najnowszej wycieczki. Zaczynam nadrabiać z komentowaniem blogów :)

sobota, 16 lipca 2016

Pójdźka Athene noctua!

Pójdźka jest moją ulubiona sową i nie wyobrażam sobie wakacji bez niej. Co roku udaje mi się ją obserwować, a teraz, trzeci rok z rzędu także ją spotkałam. Pójdźka, jako coraz rzadsza sowa, jest dla mnie ważnym gatunkiem.
Jeżeli ma się pójdźkę jako sąsiadkę, można ją często widywać, ponieważ zazwyczaj siada na wyeksponowanych stanowiskach także w ciągu dnia. Najlepiej na jej obserwacje wybrać się wcześnie rano lub tuż po zachodzie słońca, kiedy jest jeszcze jako-takie światło do fotografowania.

My wybraliśmy się na wycieczkę tak o godz.20:30 kiedy jeszcze w miarę jasno. Wyprawa okazała się bardzo owocna. Na początku myśleliśmy, że się nie uda się jej spotkać, bo po przejechaniu samochodem całego odcinka drogi, gdzie zazwyczaj się ją widuje nic nie znaleźliśmy. Ale kiedy wracaliśmy, nagle odwróciłam się za jedną wierzbą i zobaczyłam ją siedzącą na spróchniałym pniu.



Potem przesiadła się na słup.
Była mało płochliwa, albo po prostu nie bała si samochodu, z którego fotografowałyśmy z siostrą i ciocią (dziadek patrzył przez lornetkę ;).


Drugi raz spotkaliśmy ją za dnia. Był to pochmurny dzień i zanosiło się na deszcz, więc pewnie dlatego sowa pokazała się i chciała coś upolować, zanim ulewa rozpoczęłaby się na dobre. Też siedziała na słupie.


Przepraszam, że ostatnio nie komentowałam innych blogów, ale mam ograniczony dostęp do internetu.
Miłych wakacji!

niedziela, 3 lipca 2016

Kulczyk, wilga i lis!

W dzisiejszym poście zamieszczę zdjęcia z weekendowego wyjazdu na wieś (na razie tylko weekendowego, ale od środy będę tam cały czas).

Rozstawiłam sobie czatownię pod orzechem i tak siedzę. Od razu powiem, że siedzenie z dusznej czatowni po południu, kiedy jest 30°C, nie jest dobrym pomysłem! Co za odkrycie. Ale nie było tak źle. Na dodatek miałam czereśnie do jedzenia :) Wszystko byłoby nawet ok, gdyby nie to, że ptaków nie było w ogóle. W sensie śpiewają i skrzeczą ile się da, ale żaden nie chce się pokazać... jedyne, co upolowałam, to cztery wróble mazurki i jaskółkę dymówkę, które usiadły na linii elektrycznej...

Kiedy już pojadę na wieś "na dobre" na wakacje, zamierzam dobrze wykorzystać czatownię. Może coś upoluję?

Dzisiejszą gwiazdą był pan kulczyk, który siedział to na gałęzi orzechu, to na linii elektrycznej i śpiewał jak najęty. Był naprawdę mało płochliwy, obchodziłam go kilka razy i kręciłam się wokół by zrobić mu dobre zdjęcie, a on wcale nie zwracał na mnie uwagi.




Pokazał się jedna wilga. Piękny samczyk usiadł tak, że ledwo co go wdziałam na topoli (w sensie, jeśli mowa o wildze, to jeśli na drzewie widzi się ją "ledwo", to znaczy, że lepiej pokazać się nie mogła... bo zazwyczaj nie widać jej wcale). Miał coś wielkiego w dziobie, ale na podstawie zdjęcia nie można powiedzieć, czy to wielka ćma, kawał kory, czy cokolwiek innego.


A co do lisa, to ten rudy zwierz przebiegł przez drogę jak jechaliśmy samochodem i pobiegł w pole. Zdjęcia nie mam, ale i tak się cieszę, bo jeszcze wcześniej nigdy go nie widziałam!

Co do planów wakacyjnych na pierwszym miejscu są wyprawy na pójdźki (dziadek powiedział mi, że ostatnio widział 4 pójdźki na raz!).

wilga02